„Skrawki i krzyki” | 17 października 2025 r. | Relacja
W piątek, 17 października, w naszym muzeum odbył się wernisaż wystawy niecodziennej pod wieloma względami. Po pierwsze, pod tytułem „Skrawki i krzyki" kryją się obrazy i rysunki niezwykłe same w sobie, będące owocem niepospolitej wyobraźni i zarazem technicznej biegłości, enigmatyczne i wciągające w świat „błotnolirycznego realizmu magicznego". Po drugie, autorem ich jest wieloletni pracownik muzeum, Sławomir Zawadzki, którego zmysłowi estetycznemu zawdzięczamy to, jak wygląda większość plakatów i zaproszeń wychodzących z MRK, a także aranżacje wielu naszych wystaw.
Modne jest dziś organizowanie wystaw immersyjnych, czyli takich, gdzie oprócz samych dzieł pojawiają się elementy rzeczywistości wirtualnej, google VR, projektory cyfrowe i specjalnie zaaranżowana muzyka. Wszystko to ma na celu umożliwienie zwiedzającym jak najpełniejsze zanurzenie się w świecie wykreowanym przez artystę. Wydaje się, że w wypadku „Skrawków i krzyków" efekt ten udało się osiągnąć innymi, dużo bardziej tradycyjnymi środkami. Walnie przyczyniła się do tego publiczność, o której można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że była przypadkowa.
Frekwencja była właściwie maksymalna, więcej osób zwyczajnie nie pomieściłoby się w sali wystawowej. Jednocześnie można było odnieść wrażenie, że niemal każdy z obecnych zna Sławka i jego sztukę od dawna, dzieli z nim wspomnienia i odnajduje w jego (dość ekstrawaganckiej przecież i surrealistycznej) kreacji motywy sobie bardzo bliskie. Czasem zresztą w sensie dosłownym, bo przynajmniej kilka osób mogło z radością wskazać na obrazach samych siebie. Sławek nie stroni bowiem od wprowadzania do malowanych czy rysowanych scen postaci i sytuacji wziętych ze swojego życia i otoczenia. Otoczenie z kolei odwdzięcza mu się podziwem i przywiązaniem, które widać było w niekłamanej serdeczności gratulacji, w pomysłowości podarunków, a anwet w artystycznej swobodzie strojów, w jakich pojawili się co niektórzy goście wernisażu, zmieniając go w swoiste święto sztuki, piękna i wyobraźni. A pośrodku tego wszystkiego Sławomir Zawadzki — postać drobna i skromnie uśmiechnięta, jakby wcale nie była przyczyną i epicentrum całej tej celebracji.
Wernisaż tradycyjnie otworzył dyrektor muzeum, Maciej Kordas. Następnie głos zabrała kurator wystawy Aleksandra Jarosz-Panek, podkreślając, że współpracuje z artystą od wielu lat, dzięki czemu rozumieją się niemal bez słów. Sławomir Zawadzki z kolei – zachęcony do opowiedzenia o kulisach pracy – zdradził, że wiele pomysłów najpierw zapisuje na niewielkich kartkach papieru, stąd w tytule słowo „skrawki" („krzyki" – to z kolei twórcza ekspresja). Część oficjalną spiął klamrą dyrektor, zauważając, że codzienną pracę można doceniać na wiele sposobów, lecz talent po prostu trzeba pokazać.
Wśród licznie zgromadzonych gości nie zabrakło najbliższych, przyjaciół, współpracowników oraz środowiska artystycznego. Pojawili się również przedstawiciele zaprzyjaźnionych instytucji kultury (nie tylko z Kozienic), członkowie organizacji społecznych, a także samorządowcy: przewodniczący rady miejskiej Krzysztof Zając, radny miejski Piotr Kozłowski oraz radna powiatowa Dorota Stępień. Wszyscy bez wyjątku celebrowali otwarcie wystawy artysty, którego roli w życiu kulturalnym miasta nie sposób przecenić.
Jak napisała, charakteryzując jego dzieła i styl, kurator wystawy Aleksandra Jarosz-Panek:
- Twórczość Sławka to zagadka... czy jego malarstwo skierowane jest do najmłodszych czy do trochę starszych? Z jednej strony można podziwiać charakterystyczne krzywe uliczki, kolorowe domki, tajemnicze księżyce i KOTY! Wszystko płynie, rusza się, fruwa, postacie żyją w swoim odrealnionym świecie.
Z drugiej poruszone są tematy o wiele poważniejsze, często prześmiewcze. To tu dorosły spotyka się ze swoim wewnętrznym dzieckiem, ze swoimi pragnieniami, nałogami, lękami, marzeniami, ma okazję spojrzeć na siebie jak przez lustro weneckie. Każda praca jest inna, każda tajemnicza i magiczna. Podziwiając je można odnieść wrażenie, że artysta cały czas szuka w sobie dziecka, którego nigdy nie chciał zatracić.
Znając artystę, można z pewnością stwierdzić, że to dziecko nigdy zagubione nie zostało.
Powrót