Finisaż wystawy „Wojsko w skali” i wykład Ireneusza Piecyka na temat barwy i broni ułanów Księstwa Warszawskiego | 28 września 2025 | Relacja
Niedziela, 28 września, była ostatnim dniem prezentowania w naszym muzeum ekspozycji „Wojsko w skali: figurki z kolekcji Ireneusza Piecyka". Wśród około 300 obiektów, które się na nią składały, wprawne oko mogło wychwycić przynajmniej kilka przedstawiających ułanów armii Księstwa Warszawskiego. To właśnie wspomnianym kawalerzystom, używanym przez nich barwom i rodzajom uzbrojenia, poświęcony był wykład właściciela zbioru „żołnierzyków".
Witając zebranych, dyrektor MRK Maciej Kordas z nutą refleksji zaznaczył, że w pożegnaniu z jedną wystawą czasową kryje się zawsze cel, jakim jest przywitanie wkrótce nowej, właśnie przygotowywanej – „cóż, tak już wygląda życie muzealnika...". Samą wystawę figurek nazwał natomiast pomnikiem tego rodzaju pasji, która nadaje życiu sens. Zebranych powitał również kurator wystawy, Grzegorz Kocyk, wyróżniając wśród nich Pawła Kibila, który jako rekonstruktor historyczny pielęgnuje pamięć o kawalerii, w tym o ułanach.
Ireneusz Piecyk zaczął swoje wystąpienie od wyjaśnienia, kim właściwie byli ułani, o których każdy słyszał, bo występują wszak w tekstach popularnych piosenek, mało kto jednak, poza pasjonatami historii, potrafi powiedzieć na ich temat coś więcej. Okazuje się, że ta legendarna polska formacja ma korzenie... tatarskie. Z języka Tatarów, od dawna rekrutowanych do służby Rzeczypospolitej, wywodzi się zresztą samo słowo „ułan", oznaczające pierwotnie mężczyznę bardzo odważnego, junaka, zucha. Zalety Tatarów, takie jak bojowość, skuteczność czy lojalność, a także... trzeźwość, którą jako muzułmanie się wyróżniali, spotykały się z zasłużonym uznaniem. Tym sposobem podjęto próbę stworzenia nowej formacji lekkiej jazdy.
Tak właśnie powstali „nasi" ułani, zwani na zachód od Łaby „lansjerami". Żołnierze ci, oprócz samego etosu i taktyki, wyróżniali się stosowanym uzbrojeniem, bowiem oprócz typowych dla epoki szabel i pistoletów biegle posługiwali się lancami – i to w czasach, gdy broń drzewcowa w armiach Europy już w zasadzie zanikła. Lancą, w odróżnieniu od kopii, można było zadawać pchnięcia i cięcia. Można było też operować nią w każdym kierunku. Było to uzbrojenie pełne „finezji", skuteczne, tanie... Walka lancą miała jednak jedną wadę – wymagała od żołnierza gruntownego wyszkolenia.
Oprócz broni i taktyki, ułani wyróżniali się także strojem, który budził powszechny zachwyt w napoleońskim Paryżu. Każdy jego element posiadał własną historię: barwne kurtki (będące niczym innym jak skróconym polskim kontuszem), czapki (nierzadko pełniące rolę sakiewek) oraz spodnie z lampasami – typowo polski wynalazek (ale czy nobilituje to posiadaczy podobnych spodni dresowych? – żartował prelegent). Mimo to te piękne mundury nigdy nie były prane. Zabraniał tego wojskowy regulamin, z powodów jak najbardziej praktycznych. Chodziło o użycie do ich produkcji sukna i naturalnych barwników, co przy próbie doczyszczenia groziło wypłowieniem kolorów, na co nie można było pozwolić. Interesujące jest także, jak wiele elementów stroju ułańskiego trafiło z czasem do obecnie stosowanej symboliki wojskowej i jak wiele rozwiązań w tym zakresie kopiowały potem inne armie europejskie.
Ireneusz Piecyk wiele uwagi poświęcił także waleczności i bitewnym przewagom ułanów, wspominając choćby słynną szarżę w czasie bitwy pod Somosierrą (1808) czy fakt, że w całej historii walk francusko-brytyjskich na Półwyspie Iberyjskim jedyne brytyjskie sztandary zostały zdobyte pod Albuerą (1811) właśnie przez Polaków. Tego rodzaju sukcesy stały się przyczyną, dla której wkrótce wszystkie armie Europy zaczęły starać się, by w poczet swoich sił włączyć oddziały wzorowane na ułanach.
Po wykładzie słuchacze zatrzymali Ireneusza Piecyka jeszcze na dobre 20 minut, dopytując o detale z wnikliwością świadczącą o tym, że również publiczność nie była tego dnia przypadkowa. Słuchaczom mniej obeznanym wypadało z kolei przyswoić sobie przynajmniej tyle, że często spotykane sformułowanie „ułańskie czako" jest całkowicie błędne, ponieważ ułani używali czapek i jednego z drugim mylić nie wolno.
Eleganccy, zawadiaccy, skuteczni i honorowi – tacy byli ułani i takimi stawali przed oczami, gdy Ireneusz Piecyk opowiadał o nich z niezwykłą werwą oraz zaangażowaniem. W końcu: gdy pasja i wiedza wymieszają się w optymalnych proporcjach, efektem może być właśnie tak wciągające wystąpienie, jak to, którego mogliśmy wysłuchać w muzeum w ostatnią niedzielę.