Dzikie wino
Pośród wielu malarskich prawd – receptur na stworzenie satysfakcjonującego dzieła – jest i taka, która mówi o potrzebie zwyczajności. Pomiędzy niezliczonymi drogami, które do tego celu wiodą, jest także ta, która, omijając egzotyczne pejzaże, w codzienności odnajduje niecodzienność. Rosną przy niej nie cyprysy, a swojskie czereśnie o owocach pełnych dojrzałego smaku.
Taką drogą podąża Witold Tomasz Kowalski, absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, rocznik 1969. Artysta studiował pod kierunkiem profesora Artura Nachta-Samborskiego, z którym łączy go zamiłowanie do prostoty motywu, bezpretensjonalność w doborze malarskich tematów odnajdowanych blisko, na wyciągnięcie ręki. Portrety, martwe natury malowane w od lat tej samej pracowni na radomskim Ustroniu. I nade wszystko pejzaż. Aby przenieść go na płótno, wystarczy otworzyć okno, niekiedy wyjść na podwórze.
Witold Tomasz Kowalski w taki oto sposób postrzega własną artystyczną postawę, podsumowuje składające się na nią wybory. A co mówią o tym jego obrazy? Spoglądając ze ścian pracowni, poprzez niemy, lecz jakże sugestywny dialog z otaczającym je wystrojem, z rozciągającym się na zewnątrz widokiem, przytakują słowom twórcy.
„Dzikie wino" – cykl obrazów prezentowanych w kozienickim muzeum, to kolejna odsłona tak bliskiej artyście dziedziny pejzażu. Uprzedzając wszelkie nasuwające się skojarzenia alegoryczne należy zaznaczyć, że w tym przypadku nazwa i desygnat pozostają w ścisłym związku wykluczającym konteksty symboliczno-treściowe. Dzikie wino jest realne – oplata murek i stare ogrodzenie z drucianej siatki okalające podwórze pracowni. Przedstawiające je duże, niekiedy wielkoformatowe płótna nie są jednak zwykłymi portretami natury, nie obrazują też większych autonomicznych, opowiadających coś fragmentów rzeczywistości.
Są to raczej „wykadrowane" na płaszczyźnie zbitej gęstwiny pnączy „makropejzaże", w których malarz podejmuje wyzwanie, swoistą grę prowadzoną z rzeczywistością, iluzją oraz środkami swojego finezyjnego warsztatu.
Trzeba przyznać, że jest to gra godna wirtuoza - każdy obraz, mimo pozornej jednorodności motywu, zaskakuje zróżnicowaniem barw, odmiennością form splątanych arabesek pnączy. I chociaż - poprzez swoje nieustanne odmiany - z pomocą przychodzi sama natura, jest to nade wszystko efekt świadomych wyborów artysty rozwiązującego każdorazowo inny malarski
Powrót